Po serii czapek przyszła pora na coś innego . Dlatego porwałam się na sukienkę dla Jagody.
Włóczkę wybrała sobie sama zainteresowana z zapasów domowych. I o ile Jej się podoba, bo mięciutka, niegryząca, z błyszczącą nitką, to ja już nie specjalnie jestem zadowolona. A to dlatego, że włóczka ma w składzie angorę, która w czasie dziergania obsypuję mnie niezliczoną ilością malusieńkich kłaczków. Mam nadzieję, że jej przejdzie z czasem.
Sukienka, czy tunika – nie wiem jeszcze co z tego powstanie. Zobaczymy.
Tempo dziergania mam niestety dosyć wolne. Kilka razy już prułam, bo nocną porą łatwo o pomyłkę. A to się warkoczyka nie przeplecie trzy razy, tylko dwa, a to w rombie coś sknoci. Ale dzielnie brnę dalej, mam nadzieję że niedługo będę mogła Wam pokazać efekt końcowy na właścicielce.
cokolwiek by miało nie wyjśc i tak mi się podoba i normalnie zielenieję z zazdrości, bo ja się jeszcze bezszwowo nie naumiałam 🙁
ale podpatruję i zbieram siły 🙂 zatem jest nadzieja!